„Magiczna kraina”
Są miejsca na tym świecie, które są zwykłe a zarazem wyjątkowe, pełne delikatnych duszków, które robią wszystko, żeby nas sprowadzić na właściwą drogę, na ścieżkę w której są umieszczone odpowiedzi na każde nurtujące nas pytania i pomóc zajrzeć nam w głąb siebie i zjednoczyć się samym ze sobą.
Wakacje 2024 raku, podjęłam dziwną, zaskakującą decyzję o tym, że jadę na weekend sama, bez niczyjej pomocy, do miejsca w którym nigdy nie byłam i nikogo nie znam. Zainspirował mnie do tego mój pacjent, który opowiedział mi o Smołdzińskim Lesie i jego mieszkańcach, bo to o nich między innymi będzie dziś ta historia.
Podróż była długa i ciężka, najpierw doskwierający upał, słońce zaglądające prosto w oczy, korki wstrzymujące ruch a na domiar wszystkiego jeszcze przyszła ulewa, która ograniczyła widoczność i jednocześnie spowolniła przemieszczanie się do minimum. Nie przejmowałam się jednak tymi pojawiającymi się trudnościami, stwierdziłam, że wszechświat sprawdza na ile jestem gotowa na to co miało się wydarzyć w moim życiu.
Gdy zajechałam na wskazany adres Smołdziński Las 28, przywitała mnie przemiła drobna kobietka- Jola Piszko, która z uśmiechem na twarzy pokazała mi moje miejsce pobytu i opowiedziała historię bociana, który chodził właśnie po podwórzu. Jednocześnie zamartwiła się o stan mojego auta w którym odczepiła się plastikowa podłoga i powiedziała, proszę się nie martwić, jutro panowie coś zaradzą ;), ponownie obdarzając mnie uśmiechem. Spokój zagościł w moim sercu, wiedziałam, że jestem wśród swoich i nie mam się co obawiać. Mogę powiedzieć, że to miejsce jest wyjątkowe, ludzie tu mieszkający mają serca otwarte na drugiego człowieka, nawet zwierzęta są po to żeby umilić czas pobytu w tej magicznej krainie. Kotek szukający sposobu, jak wtulić się w ciepłe ramiona podróżnika, bocian z ciekawością zaglądający na maleńki tarasik i niosący klekoczącą wieść po wsi, kto przyjechał do drewnianego domku. Tu czas płynie wolniej, spokojniej i w zgodzie z naturą, która zachęca nas do eksplorowania a ptaki, motyle i ważki robią wszystko co w ich mocy, żeby nas zadowolić.
Następnego ranka po długiej i spokojnej nocy, podczas której przespałam prawie dziesięć godzin, wstałam i bosymi nogami biegałam radośnie po łące, jak mała dziewczynka, radując się otaczającym mnie pięknem natury, nie myśląc o sprawach zawodowych i tych najbardziej przyziemnych, które są nieodłączna częścią naszego życia. Po tych szaleństwach, wzięłam prysznic a następnie powędrowałam do najbliższego sklepu po jedzenie, gdyż głód przeszywał mnie na wskroś. Szłam ok 20 min a w mojej głowie rodziły się pytania, czy ja dojdę, czy nie umrę z głodu, dlaczego tak boję się tego głodu? Nagle przyszła odpowiedź – jak czuję głód, to czuję siebie, czyżbym tego się właśnie bała? Postanowiłam to puścić i cieszyć się świeżym powietrzem i ciszą, która mnie otaczała. Wracając ze sklepu już czułam się lepiej, mimo, że nic nie jadłam ale poczułam się bezpieczniej, że mam jedzenie jak coś więc śmierć głodowa mi nie grozi ha ha ha .
Po śniadaniu wyruszyłam na szlak w kierunku latarni morskiej i plaży. Ludzie jeździli na rowerach i samochodami pędząc w kierunku piaszczystej, słonecznej krainy – bałtyckiej plaży. Ja wiedziałam jednak, że nie to jest celem mojej wyprawy i pozwoliłam dać się ponieść intuicji, która przecież wie najlepiej. Weszłam na niebieski szlak, który prowadził przez las do latarni a następnie na plażę, dziką i żyjącą swoim życiem. Las był magiczny, wyjątkowy, różnorodny, zachęcający do przemyśleń a nawet bym powiedziała gadający. Po 3 km spaceru dostałam odpowiedź po co ja tu przyjechałam, czego szukałam? Sama się zaskoczyłam tym co usłyszałam, przyjechałam pojednać się z najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam i mam bo bo nigdy mnie nie opuściła. Płakała razem ze mną, śmiała się, walczyła jak trzeba było, tańczyła ze mną, zwiedzała, podróżowała, podawała rękę jak spadałam w mrok i nigdy ale to nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby mnie opuścić. Łzy popłynęły z moich oczu, przecież to wszystko czego szukałam jest we mnie, to za swoimi ramionami tęskniłam, na swoją czułość czekałam, na przytulenie siebie. Odkryłam tajemnicę i odnalazłam siebie, moja Dusza dostała skrzydeł, wiem, że teraz poradzę sobie zawsze i wszędzie bo nigdy nie jestem sama.
Wiele lat powtarzałam, że marzy mi się mały, biały domek z niebieskimi okiennicami i nie rozumiałam dlaczego mój jest ogromny i zielony. Moja Dusza wiedziała, to tam zabrałam ją na pierwszy wspólny obiad Bistro „Przed Wydmą”, wygląda dokładnie tak jak ten domek o którym marzyłam. Ona wiedziała, próbowała się ze mną kontaktować, pokazywać jak będzie pięknie jak tylko jej na to pozwolę, ale ja byłam zbyt zajęta poszukiwaniem i zasługiwaniem na byciu ważną dla innych a o sobie nie myślałam.
Będąc na plaży, trzymając w sercu moją najlepszą przyjaciółkę przypomniała mi się piosenka
…”Teraz, gdy w ruchomych piaskach tonę
I kiedy cała przeszłość przed oczami
Rozumiem, rozumiem swój błąd
Lecz cofnąć się nie mam szans
Kiedy ziemia niknie pod nogami
I gdy już wiem, że mogłam wszystko zmienić
Rozumiem, rozumiem swój błąd
Lecz za późno już
Ty – wiedziałeś, którą wybrać ścieżkę
Ty – umiałeś chwycić mnie za rękę
Kiedy spadałam w mrok
Dziś brakuje mi Twej dobrej rady
Dziś nie umiem sobie z tym poradzić
Dzisiaj zapadam się…”
Dla mnie całe szczęście nie jest za późno, odnalazłam siebie mając 44 lata, jestem zdrowa w pełni sił i wiem, że wiele jeszcze razem zrobimy wielkich rzeczy dla świata. Radzę wam, nie czekajcie, poszukujcie ścieżki do siebie, wyruszcie w podróż w głąb siebie i odnajdźcie to czego szukacie. Na Facebooku umieszczę relację zdjęciową z tego pięknego miejsca na ziemi, zapraszam was do oglądania.
Dziękuję wszystkim dobrym ludziom, którzy podzielili się ogniem, dodali spokoju w sercu, zatroszczyli się o rzeczy materialne i dali przestrzeń do głębokiego wglądu w siebie . Jestem ogromnie wdzięczna. Dziękuję również moim przyjaciółkom, które wspierały mnie w tej podróży.