Czy nasze życie jest jak życie Jezusa, męczeńskie i pełne poświęceń ponad naszą miarę, czy tylko to nasz wybór, żeby powtórzyć taką historię, gdyż religia skutecznie wpaja nam, że dzięki swojemu męczeństwu Jezus był wyjątkowy? Każdy z nas w swoim sercu ma nadzieję a nawet czuje to, że jest wyjątkowy, tylko nie wiemy w jaki sposób zrobić coś dla świata, ludzi co spowoduje, że zostawimy ślad swojej stopy widoczny z kosmosu, kiedy podejmiemy decyzję o zakończeniu naszej podróży na ziemi.

Medytacja jest formą kontaktu z samym sobą, usłyszeniem bicia swojego serca i metodą zrozumienia po co tu jestem i co powinnam zrobić. Dzięki kontemplacjom zadaję pytania i odpowiadam na nie, wyciągając odpowiedź z głębi swojego bijącego serducha a myśli uspakajają się dając mi wytchnienie i chwilę relaksu. Jeśli chodzi o medytację, kościół powie, że to grzech, jednak powtarzanie różańca ze zrozumieniem w samotności sami ze sobą również poddajemy się medytacji, powtarzając mantrę, jaką jest modlitwa do Marii. Zanim zrozumiałam jak to wszystko działa, zanim wydostałam się na wolność ze wszystkich ograniczających klatek, zdarzało mi się, że w rozpaczy, bólu, cierpieniu idąc męczeńską drogą zwracałam się do świętych o pomoc. Najbliższy mojemu sercu był zawsze Jezus, w nim znajdowałam ukojenie i zrozumienie. Po wielu godzinach spotkań z nim poczułam, że on jest moim przodkiem i jeśli on już tą drogę męczeńską przeżył do końca, to ja już nie muszę i mogę sobie pozwolić na pozostawienie swojego krzyża i wcale nie będę potępiona, ponieważ ojciec najwyższy chciał mnie wyzwolić, więc po co sama sobie ten krzyż zbijam i dźwigam na swojej drodze?

Nasze życie często upodabniamy do różańca a etapy w naszym życiu, to nic innego jak tajemnice kolejno ułożone jak ostre kamienie na drodze. Tajemnica radosna to jest czas z naszego dzieciństwa, kiedy się matka dowiaduje, że w jej łonie rośnie maleńka istota, potem są narodziny, podczas których wszyscy się radują a my płaczemy. Następnie przychodzi czas, kiedy nasi rodzice niosą nas do kościoła, gdzie poprzez chrzest jesteśmy ofiarowani i nasze życie jest ofiarowane. Wmawia nam się przez całe życie, że jesteśmy grzeszni i że tak naprawdę to przyszliśmy grzeszni na świat. Co z innymi religiami, czy tam również wszyscy są grzeszni. Dlaczego są takie duże różnice w kulturach religijnych. Jakie mamy prawo wywyższać się nad wyznawcami innej religii. Jeśli urodziłabym się w Tajlandii to pewnie wyznawałabym buddyzm a jak za wschodnią granicą pewnie byłabym prawosławna. Czy to ma znaczenie, czy to jest inny Bóg, czy to oznacza że jesteśmy stworzeni z innego materiału, czy może oni albo my nie mamy duszy? Przecież to totalna paranoja.

Wchodząc w dorosłość wchodzimy w tajemnicę bolesną. Dajemy się wciągać w różne zadania, które nas obciążają, dajemy się biczować całemu światu bo przecież tak trzeba. Młodzi ludzie i nie tylko siedzą w pracy do późnych godzin wieczornych, nie pozostawiając sobie czasu na życie, na zauważenie własnych potrzeb, na realizację własnych pasji, czy chociażby na zatroszczenie się o swoje zdrowie czy samopoczucie. Czujemy się zmęczeni, przeciążeni dźwigając krzyż na którym wyryte są niepowodzenia innych, no i cały wachlarz ciężkich emocji, które towarzyszyły nam przez całe życie. Pozwalamy nawet wpędzić się w poczucie winy za niepowodzenia swoich partnerów, dzieci, czy przyjaciół. Zadajemy sobie pytania jakim rodzicem jestem, obwiniając się nawet za to, że nie byliśmy z dziećmi, kiedy musieliśmy iść do pracy. Dochodzi do momentu w którym czujemy, że już nie dajemy rady i nagle doprowadzamy do ukrzyżowania czując jak wisimy bezwładnie na tym krzyżu, który sobie sami stworzyliśmy. Czy naprawdę musimy? zadaję sobie wówczas pytanie, czy naprawdę to największe źródło miłości chce żebyśmy tak cierpieli przez całe życie walcząc ze swoimi słabościami? Nie to my chcieliśmy iść tą męczeńską drogą i w momencie, kiedy pozwolimy sobie na wewnętrzną śmierć i pochowania tych, którzy chcą żyć jak męczennicy, wówczas przychodzi czas chwały. Jak Feniks z popiołu odradzamy się a całe cierpienie przerabiamy na swoją największą moc. Nasz wewnętrzny Duch odradza się i może jak magiczny GIN spełniać nasze najskrytsze marzenia. To się nazywa oświecenie, czyli życie w pełnej świadomości, która uczyni wszystko, żeby nam żyło się dobrze i żeby nasza wyjątkowość służyła dla dobra całego świata.

” Kiedy się rodziłeś ty płakałeś a wszyscy się cieszyli, żyj tak, abyś w dniu swojej śmierci mógł się cieszyć gdy inni będą płakać…”, nie bój się zawalczyć o swoje życie, przecież masz tylko jedną szansę przeżyć je najlepiej jak potrafisz , pokaż swoje światło, swoją wyjątkowość i rób tak, żeby mnożyć dobro i miłość na tej planecie, bo tylko mnożenie miłości powoduje, że ona się dzieli.

Zadanie dla was:

Zauważcie jaki krzyż nosicie, kto wprowadza was w poczucie winy, przekracza wasze granice, nie szanuje albo wykorzystuje dla spełnienia własnych potrzeb. Zdejmijcie krzyż ze swoich ramion i idźcie dalej lekko i miękko ku swojej najwyższej prawdzie.