Oglądając przerobiony kultowy film, który towarzyszył mi podczas mojego dojrzewania, usłyszałam piękne zdanie – ” nikt nie rodzi się zły, to jest kwestia naszych wyborów i okoliczności…”. Jako człowiek jesteśmy i biali i czarni, mamy i blaski i cienie, mądrością naszą jest zauważenie tego wszystkiego w sobie, zaakceptowanie i nauczenie się w jaki sposób mamy manewrować naszymi umiejętnościami, żeby zadbać o siebie najlepiej jak możemy.

Idąc przez życie, towarzyszą nam dwa wilki. Biały jest miły, potulny, wrażliwy i spokojny, prowadzi on nas wówczas, gdy wyczuje, że środowisko w którym się znajdujemy i ludzie którymi się otaczamy są przyjaźni i mają czyste intencje w stosunku do naszej osoby. Jednak gdy znajdujemy się w miejscu, gdzie nasz komfort życia będzie zaburzony, gdzie nasza granica może zostać nadszarpnięta a ludzie nas otaczający czyhają tylko jak wykorzystać naszą uprzejmość, wówczas do akcji wkracza czarny wilk, który jest dziki, nieokiełznany, groźny i z odległości 3 km wywęszy jakieś niebezpieczeństwo.

Będąc młodą kobietą bardzo angażowałam się w swojej pracy jako fizjoterapeuta. Całe swoje umiejętności uruchamiałam po to, żeby pomóc pacjentowi, ulżyć mu w cierpieniu i poprawić jego komfort życia. Moje starania przynosiły piękne rezultaty co radowało moje serce, jednak czasami ono krwawiło i tylko dlatego, że poczuło się nieposzanowane, wykorzystane bądź nadszarpnięte ( na tamtym poziomie świadomości zupełnie tego nie rozumiałam). Pacjenci, którzy z bólem potrafili dzwonić nawet późnym wieczorem, czy wczesnym świtem zapominali o mnie po osiągnięciu swojego celu. Kiedy prosiłam, żeby dali znać jakie jest ich samopoczucie, nie czuli się już zobowiązani, żeby poinformować mnie o poprawie swojego stanu zdrowia. Wykorzystywali moją empatię do osiągnięcia swoich korzyści i myśleli, że to jest w porządku, że później nie dawali znaku życia, aż do momentu, kiedy znów potrzebowali pomocy. Brak mi wówczas było asertywności, nie umiałam odmawiać i pozostawiać cierpiących bez udzielenia im pomocy i to obróciło się przeciwko mnie. Dziś wiem, że to nie była wina klientów, to ja sama zezwalałam na brak szacunku dla mnie i mojego życia prywatnego.

Kiedy mając 25 lat zaczęłam chorować na chorobę z grupy autoagresji, wtedy nauczyłam się szanować tak odrobinę siebie i swoją energię. Choroba mnie trochę zatrzymała, ale niezbyt długo o tym pamiętałam, kolejny atak na siebie przeszłam w wieku ok 30 -32 lat. Wówczas bardzo źle się czułam a komfort mojego życia znacznie się pogorszył . Wtedy pędziłam trzymając na smyczy tylko białego wilka. Zależało mi na tym, żeby wszyscy mnie lubili i doceniali moje zaangażowanie. Czarny wilk wypuszczany był tylko wtedy, kiedy trzeba było coś “wywalczyć”.

Dziś wiem, że to był okrutny błąd. Po pierwsze nie jestem zupą pomidorową, żeby mnie wszyscy lubili a po drugie jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził. Od jakiegoś czasu idę drogą trzymając w prawej ręce białego wilka a w lewej czarnego. Podążam za ich zwierzęcą intuicją i głęboko wierzę, że ich zadaniem jest doprowadzić mnie bezpiecznie przez drogę mojego życia aż do schyłku. Głos ma ten miły i przyjacielsko nastawiony wilk, ale ten groźny bacznie obserwuje i jeśli wyczuje zagrożenie głośno ujada żeby mnie ostrzec.

Czuję ogromną wdzięczność, że poznanie siebie niesie olbrzymie korzyści i profity. Nie oceniam, a doceniam siebie, akceptuję swoją biel i czerń, dzięki temu czuję równowagę i bezpieczeństwo, a to prowadzi mnie do balansu w życiu. Teraz szanuję siebie, swój czas i swoje życie prywatne a otoczona ludźmi pełnymi miłości czuję się jak w raju na ziemi.

Zastanów się, czy w twoim życiu panuje balans, czy dokarmiasz tylko jednego wilka?

Zadanie dla was:

Weź kartkę i długopis, usiądź wygodnie, wyłącz wszystkie rozpraszacze i spróbuj wypisać swoje jasne i ciemne strony charakteru. Zobacz czy jest w tym równowaga, czy jednak zaburzenie. Nie spiesz się, ćwiczenie możesz robić nawet kilka tygodni.